- Kochaj Angelę, boś nie cielę

Kochaj Angelę, boś nie cielę

Pamiętacie "Krainę Grzybów"? To teraz czas na odrobinę dobrej zabawy - czyli rzecz o tym, jak zostałem Angelą Berkel.

Słowo wstępu dla tych, co nie wiedzą

Ten, kto poza samym obejrzeniem interesował się tematem, ten dowiedział się, że przy produkcji "Poradników Uśmiechu" wykorzystano wiele materiałów związanych z atomem i radioaktywnoścą, wiele scen, dźwięków i tekstów żywcem wmontowano z filmów instruktażowych/dokumentalnych.

Po tym odkryciu spore grono osób uwierzyło całym sercem w tzw. "teorię atomową", padały tezy, że film na swój poroniony sposób opowiada o wojnie, schronach, że jest tajnym przekazem od tajnych organizacji ostrzegających przed wojną (serio!) i inne teorie spiskowe, a ludzie na punkcie "Krainy" dostali dosłownie pierdolca. "Poradniki Uśmiechu" odniosły gigantyczny sukces (i moim zdaniem zmarnowano potencjał), powstawały specjalne fora, grupy, ludzie wręcz żyli tymi filmami i nakręcali się wzajemnie, wyciągając coraz bardziej naiwne i absurdalne wnioski, i podciągając pod swoje teorie praktycznie wszystko - chociażby to, że gdy w jednym z odcinków padło słowo "dżins", fani odkryli, że "istnieje odmiana dżinsu o nazwie Teksas, a w Teksasie przeprowadzano testy bomb atomowych". Przyznaję bez bicia - przez to wszystko sam się wkręciłem na tyle, że śledziłem wydarzenia uważnie i zacząłem szukać powiązań, ale dość szybko odpuściłem, gdy teorie zaczęły przekraczać granice absurdu.

Kilka osób podłapało temat od drugiej strony i postanowiło podpiąć się pod grzybowy sukces - ot, dla zabawy, czy też dla pięciu minut sławy. Zaczęło się od Marcusa Molibdenusa, który umieścił na fanpage'u (nigdy nie pamiętam, jak dobrze postawić apostrof) jakieś tajemnicze bzdury, które ludzie zinterpretowali po swojemu i zaczęli węszyć - wtedy też wiele osób uwierzyło, że Marcus jest powiązany z autorami (moim zdaniem nie był, a na pewno nie od początku - to ludzie przypięli mu tę łatkę, a on po prostu pociągnął dalej ich grę).

Zagadki Agatki

Ludzie zaczęli się sami nakręcać, analizować, interpretować każde zdjęcie i każdą wypowiedź Marcusa, podobnie jak każdą aktywność "Krainy", wszystko traktowali jak zagadkę, więc z czasem dostali to, czego sami chcieli - serie zagadek, które zazwyczaj były w jakiś sposób związane z radioaktywnością, co tylko rozpalało wyobraźnię fanów i utwierdzało w przekonaniu, że Marcus jest jednym z autorów serii.

Wówczas zaczęły pojawiać się kolejne "tajemnicze" postaci, m.in. Feliks Fermium i Marian Radowski, którzy udawali, że coś wiedzą, udzielali wymijających odpowiedzi i wyprowadzali w pole tych, co "Krainą" żyli i rozkładali ją na (nomen omen) atomy w poszukiwaniu sensu czy interpretacji. Część ograniczała się do tajemniczych obrazków lub tekstów, które nic za sobą nie niosły, inna część przygotowywała specjalne zagadki, które rzucano potem tłuszczy.

Angela Berkel

No i pojawiłem się też ja. Tak, jak Marian, Marek, Feliks i inni, postanowiłem udawać niby zwykłą osobę, ale z tajemniczymi zdjęciami, niepełnymi informacjami i promieniotwórczym nazwiskiem. Po krótkim namyśle przyjąłem pseudonim Angela Berkel (pierwsze skojarzenie z kanclerz Niemiec jest oczywiste i nie od razu ludzie skojarzyli mnie z transuranowcem - Berkelem).

Jedną z postaci z "Krainy" miał być tajemniczy człowiek z dżinsu, zrobiłem więc sobie dżinsowy avatar, wrzuciłem na tablicę "Krainy" kilka wabików typu mikroskopijny napis "nie możesz" na środku prostokąta o wymiarach 4000x4000px, obrazek z napisem "ciekawość to pierwszy", a następnie "zagadkę", która miała ludzi utwierdzić w przekonaniu, że dobrze myślą.

Większość wciąż wierzyła w "atomową teorię" i Teksas, więc zagadka miała być bardziej podpuchą z niechlujnie ukrytym przekazem dla ludzi, którzy tak naprawdę od dłuższego czasu szukali dowodów pod tezę. Całość była pomalowana na niebiesko z dżinsową teksturą, miała też ironiczny napis "I want to believe", a w tle ledwo widoczne kontury Teksasu obrócone o 180 stopni (i 2x90 jako podpowiedź). Pomijając, że była brzydka jak chuj, to ludzie łyknęli haczyk, a ja mogłem tworzyć dalej, z tym, że już trudniej i na tyle uniwersalnie, żeby było nie tylko dla osób znających temat. I tak powstały:

Zagadka pierwsza ("na śmierć zapomniałam o sobocie!"):
smacznego.jpg

wylosowane-liczby-kretynko.jpg

Zagadka druga ("jak zjecie, to możecie iść się pobawić", "gra wpadła mi do zupy"):
zupa.jpg

zabawa.jpg

Zagadka trzecia ("koty liżą masło", zapowiadana dzień wcześniej jako "jutro kotś przyjdzie"):
koty-liza-maslo.jpg

kotputer.jpg

Wy macie prościej, bo dostajecie od razu sparowane obrazki - wcześniej były umieszczane osobno, w różnych odstępach czasowych i teoretycznie nie były ze sobą powiązane, przez co ludzie tracili więcej czasu. Jak ktoś chce, to może spróbować rozwiązać je sam, na wszelki wypadek oznaczyłem wyraźnie sekcje z rozwiązaniami i można przeskoczyć od razu do epilogu.

Rozwiązanie, haczyki i ukryte cośtamy - zagadka pierwsza

Zagadka była przygotowana tak, żeby na pierwszy rzut oka wyglądała na zwykłą wykreślankę i można było w niej znaleźć takie słowa jak: "ufo", "chimera", "agrest", "atom", "Agatka" (główna bohaterka "Krainy grzybów"), "Texas", no i "berkel".

Trochę trwało, zanim ktoś wpadł na pomysł nałożenia kalendarza na przepis (wskazówką do szukania zależności była sobota - wymieniona na rysunku pierwszym, wyrzucona z dni tygodnia), czy też połączenia agrestu, malin i bananów z kolorami kafelków, a czasem ludzie wpadali w pętlę - łączyli kolory, ale zapominali o kolejności, lub na odwrót, ktoś nawet skreślił sobie w zasadzie losowe sylaby, po czym z pozostałych próbował ułożyć rozwiązanie.

Rozwiązaniem zagadki było niemieckie przysłowie "diabeł jest wiewiórką" ("der teufel ist ein eichhörnchen"), co nie było przypadkowe, bo wiewiórkodiabeł pojawia się w "Krainie Grzybów", podobnie jak język niemiecki, a i autorzy filmu zapewne przysłowie znają całkiem dobrze.

Żeby było trochę łatwiej, to w samej zagadce było kilka podpowiedzi, m.in. zdanie "nie rozumiem, co do mnie mówisz" oraz ciąg liczb "3.6.3.3.12". Pierwsza podpowiedź dotyczyła oczywiście tłumaczenia DE => PL, i na to ludzie wpadli. Zastanawiające jest natomiast, że chyba do dziś nikt nie wpadł na to, że liczby na dole oznaczają po prostu liczbę liter w wyrazach - uznałem, że niemiecki bełkot pozbawiony spacji oraz wielkich liter (szwaby używają ich w rzeczownikach, ja z tego zrezygnowałem) będzie kompletnie niezrozumiały. Miało trochę naprowadzić, a chyba tylko utrudniło - z tego, co pamiętam, to ktoś chyba nawet próbował się łączyć z adresem IP zbudowanym z tych cyferek. Chuj, jedziemy dalej.

Rozwiązanie, haczyki i ukryte cośtamy - zagadka druga

W tej zagadce byłem zabawno-bezczelny, licząc na odzew lub użycie mnie w zagadce konkurencji, bo teksty na obrazku to były cytaty z ludzi, którzy udzielali się na grzybowym fanpage'u lub pisali do mnie w wiadomościach, cytowałem samego Marcusa Molibdenusa oraz kilka filmów, czy też zwracałem się bezpośrednio do Mariana Radowskiego (który napisał do mnie nawet wiadomość, tylko nie pamiętam o czym).

Żeby nie być wtórnym, zagadka była przygotowana tak, żeby wyglądała na wtórną, więc ponownie miała kształt atomowej wykreślanki. Wskazówki na dole pierwszego obrazka prowadziły do nieistniejących pól, w całej literowej zupie znowu były ukryte wyrazy, jedno ze słów ("jeans") od razu było zakreślone tak, żeby ludzie sami szukali kolejnych, zaś użycie do zakreślenia wyrazu identycznej ramki, jak w załączonym wężyku, miało ich nakłonić do nałożenia obrazków na siebie, tak, jak w poprzedniej zagadce. Wtedy kolejny raz pokazywał się zestaw grzybowo-atomowych wyrazów, jak "bomba", "wybuch", "jabłko", "Małgosia", "nie złapiesz mnie", "molibden" (nawiązanie do Marcusa), a jabłka układały się w wyraz "rad" (nawiązanie do Mariana). Warto też zauważyć, że każda litera w rzędzie miała pojawiać się tylko raz, ale coś zjebałem i na przykład "y" w pierwszym rzędzie pojawia się razy dwa, co zauważyłem po ponad roku od publikacji, a najzabawniejsze jest to, że na unikalność literek w liniach poświęciłem kilka godzin.

Żeby ślepych zaułków było więcej, dodatkowo na dole drugiego obrazka umieściłem niby-nieporadnie-ukrytą napisowskazówkę "panie Marianie, coś pływa w mojej zupie" + zestaw współrzędnych. To również było podpuchą, bo współrzędne mówiły wprost: "pudełko, szukaj dalej".

Rozwiązanie było podchwytliwe, bo obrazków nie trzeba było na siebie nakładać ani nic wykreślać, tylko trzeba było użyć danych, które były cały czas wyeksponowane na pierwszym planie - czyli w wężyku, na pasku z punktami (level, speed, points...). Litera + cyfra pod nią wskazywały na literę z planszy pierwszej, a hasłem było "wszyscy umrzemy". Warto przy tym zauważyć, że cały zestaw współrzędnych to data wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu, a ułożenie "lives: 62" jest zabawne wyjątkowo, bo właśnie tyle osób tam zginęło. Bonusem jest to, ile osób przesiedlono.

Rozwiązanie, haczyki i ukryte cośtamy - zagadka trzecia

Zagadka o tyle fajna, że pojawia się w niej napis "wagina Zochy", chociaż podobno zbyt trudna (zagadka, nie wagina, Zochy są łatwe) i wskazówki nie były oczywiste. Ale za to są koty, jest też cytat z Szamborskiej (której nie znoszę) i jest kotputer, tradycyjnie też trzeba odgadnąć hasło i unikać przy tym podpuchy, a podpuchy są tu dwie: jedna to, jak zawsze, wyrazy, które widać na pierwszy rzut oka, po raz kolejny związane z pierwiastkami i grzybami ("umrzeć", "seaborg", "polon", "kropidlak", "krowiak", "rydz" i moja ulubiona "wagina zochy", też związana z grzybami). Druga podpucha to treść zadania "ile kotów ma Angela?", bo odpowiedź mamy od razu, zapisaną binarnie: "zero", a do tego jest kot i wielkie zero na obrazku drugim. A, fakt, jest jeszcze siwert na klawiaturze, który nic nie znaczy, poza tym, że ma związek z promieniowaniem, a "siwerty" rymuje się z "qwerty", no i są trzy szóstki - też na klawiaturze i też nic nie znaczą.

Hasło kryje się na ekranie, ale trzeba znaleźć do niego klucz, czyli odszyfrować za pomocą klawiatury i kotów. Strzałki na capslocku i enterze wskazują rząd, który nas interesuje, czyli środkowy - środkowy rząd na klawiaturze, to środkowy rząd na ekranie, dodatkową wskazówką miało być to, że pierwsze litery na klawiaturze są takie same jak pierwsze litery na ekranie. Jeśli już wiemy, o które litery chodzi, to bierzemy koty z obrazka pierwszego, przypisujemy do liter, układamy kolorystycznie i z Zośkowej waginy wychodzi nam "wojna psychologiczna". Kto czytał Asterixa, ten na pewno zna, poza tym sama zabawa w kotka i myszkę na linii "Kraina Grzybów"-fani-riddlerzy wydawała mi się wówczas czymś na kształt takiej wojny. No, gry.

Dodatkową podpowiedzią do zagadki była piosenka Kazika "O kuchwa" ("są różne odcienie szarości, od czerni do białości").

Rozwiązanie, haczyki i ukryte cośtamy - zagadka czwarta

Zagadka czwarta nazywała się "Zegar zagłady" i nigdy nie została przeze mnie skończona, bo nie. Obecnie w wolnym czasie piszę kilka gier (logicznych i zręcznościowych) na pecety i dotykofony, i może jak je skończę (czyli pewnie nigdy), to do tego wrócę, a jak nie, to nie, więc na razie nie i musi wystarczyć to, co jest.

Epilog

Po trzeciej zagadce dałem sobie spokój - po pierwsze pierwiastkowych ludzi narobiło się tylu, że zaczęło to wyglądać komicznie i był przesyt, po drugie znudziło mi się, po trzecie autorzy "Krainy" przedobrzyli, publikując materiały stanowczo zbyt rzadko (film raz na 6-12 miesięcy) - ludzie się zniecierpliwili, temat się przejadł, klimat się zesrał. No i po czwarte - wkręciłem się w zagadkowanie na tyle, że wróciłem po raz trzeci w ciągu dziesięciu lat do "Zest Riddle". Osiwiałem, ochujałem, wyłączyłem.

Zdania były podzielone - jedni od razu wiedzieli, że jestem "fake" i wykładali na mnie lachę, inni podejrzewali, ale godzili się z tym i brali udział w zabawie, a jeszcze inni dochodzili do zaskakujących teorii, m.in., że moja "postać jest główną postacią 'Krainy grzybów', prowadzącą program, w którym gośćmi są mama Agatki, Agatka i Małgosia". Przyznaję, bawiłem się świetnie gdy czytałem fantazje na swój temat, moje ego dostawało spazmów, gdy śledziłem postępy w rozwiązywaniu zagadek i czytałem o sobie na forach, a przy tej wypowiedzi masturbowałem się wielokrotnie:

Tak trochę offtopic, ale jestem pod wielkim wrażeniem tego jaki trzeba mieć łeb żeby stworzyć taką zagadkę żeby wyszło niemieckie zdanie i do tego jeszcze wyrazy typu atom itp. Trzeba być po prostu geniuszem, ja bym nigdy czegoś takiego nie wymyślił. Ktoś ewidentnie ma łeb.

Nie ukrywam, fajnie było patrzeć, jak ludzie rozwiązywali wymyślane przeze mnie zadania - nawet nie przez fakt, że chwalili, ale że komuś się po prostu chciało. Fascynowało mnie też, że kompletnie obcy ludzie potrafili z okazji głupiego filmu na YT stworzyć cały piękny ekosystem i na swój sposób współpracować, uzupełniać się i tworzyć kompletne dzieło, nigdy ze sobą nawet nie rozmawiając.

Nie znam twórców "Krainy grzybów", nie wiem kim oni są i nie interesuje mnie to. Zasługują jednak na pochwałę, bo twardo grali przez cały czas - ani słowem nie odezwali się do mnie, że mam przestać podpinać się pod ich sukces, nigdy też publicznie nie napisali, że którykolwiek z riddlerów to podpucha i ludzie mają na nas nie zwracać uwagi (chociaż w zasadzie to nakręcaliśmy im trochę ruch, jak sami się opierdalali z publikacjami, liczę na udział w zyskach i wyczekuję przelewu).

Podziwiam ich też za cierpliwość i nie jebnięcie tego w cholerę, bo ja musiałem pisać z zaledwie garstką ludzi - i czasem naprawdę było ciężko, gdy zamiast się po prostu bawić, prosili mnie o zdradzenie dalszego ciągu filmów, bardziej przejrzyste informacje, czy dane autorów, próbowali na siłę wyciągać moje IP, żeby móc namierzyć chociażby miasto, z którego pochodzą autorzy, czy też poddawali się po kilku minutach i prosili o podanie rozwiązania zagadek, przy czym zalewała mnie masa błędów ortograficznych, logicznych i zwykłej ludzkiej durnoty, a cała Angelowa szopka zaczęła pochłaniać stanowczo zbyt dużo czasu i cierpliwości. Było fajnie, czasem zabawnie, kilka razy z rozpędu pomyliłem nawet płeć w rozmowach i musiałem kombinować, jak z tego wybrnąć, ale Angelą byłem ostatnio ponad pół roku temu i wystarczy.

Na koniec obrazek, oceniony przez kogoś jako "mizerne nawiązanie do obrazka KGTV na FB". Panie kochany! Nawiązanie jest tak mizerne i oczywiste, że głupio nawet zwracać na to uwagę - na pierwszy rzut oka widać przecież przebijający oryginał, na który niechlujnie nałożyłem krowę. Muuuu!

PS gdybym znał takie słowa jak "proszę" i "dziękuję", to skierowałbym je tutaj do zaprzyjaźnionej norweskiej seks-turystki za testy zagadek przed publikacją, oraz do I. A. Piranii za serię komplementów i docenienie mojej "kuchni" na forach i FB. Ale nie znam. Yo!