No wreszcie jesteś!
Przeżyjesz rozjebanie jakiego nie przeżyły dzieci w Biesłanie.
Ponad dwa lata temu wspomniałem jednym zdaniem o historii, która wydarzyła się na pewnej imprezie. Ponieważ do dziś historia ta bawi mnie, głównego bohatera oraz każdego, kto o niej słyszy, postanowiłem w dzisiejszym odcinku kuchni pełnej niespodzianek opisać ją ze szczegółami, żeby mogła bawić też tych, którzy o niej nie słyszą.
Zgodnie z efektem motyla wszystko zaczęło się niepozornie, bo od wiadomości, którą dostałem na jednym z portali społecznościowych od nieznanej mi wówczas kobiety.
- Siema, robimy spęd bydła w barze, może wpadniesz?
Urzekła mnie bezpośredniość oraz prostota przekazu, więc uznałem, że czemu nie, zawsze można poznać kogoś nowego. Na miejscu okazało się, że bezpośredniość oraz prostota przekazu urzekły tylko mnie, bo poza mną i organizatorką nikt nie przyjechał.
- Ty jesteś Natalia, tak?
- Pizda, nie Natalia. Agnieszka. (dzięki temu do dziś mam w telefonie takie kontakty, jak "pizda nie natalia", "siostra pizdy", "pizda dom" itp. itd., wtedy mnie bawiły, dziś już nie)
- Coś chujowy ten twój spęd.
- Dobra, to ja dzwonię po kumpelę, ty dzwoń po kumpla i spierdalamy gdzieś we czwórkę.
Kumpela okazała się jedną z lepszych dup, jakie kiedykolwiek widziałem, okazało się też, że już dawno temu namierzyliśmy ją z kumplem na jednym z portali społecznościowych i pałowaliśmy się do jej zdjęć. Niestety, mimo wielu prób do dziś nie udało mi się w nią włożyć choćby palca, chociaż próbowałem nawet wtedy, gdy przytyła, ale za to raz po szczaniu w krzakach dałem jej firmowe dokumenty, żeby sobie wytarła cipsko, po czym rzuciła, że "chujowych mam klientów, bo sobie pizdę obtarła" (dokumenty trzymam do dziś, ale ona o tym nie wie).
Na naszym skromnym, czteroosobowym spędzie bawiliśmy się świetnie do tego stopnia, że mimo znania się zaledwie od kilku godzin, ja i kolega zostaliśmy zaproszeni na urodzinową domówkę kilka dni później. Na domówce zaś działy się czary-mary.
Wszyscy już dawno polegli, zostałem ja, kolega i ta fajna dupa od niewłożonego palca, a żeby nikomu nie przeszkadzać, to przenieśliśmy się do kuchni. Ja i kolega napierdoliliśmy się jak świnie, a że kolega trochę bardziej, to naświnił, bo tak się czasem zdarza, że ludzie po alkoholu świnią.
Wybuchła drobna sprzeczka, w wyniku której kolega rozbił butelkę, po czym, jako zagorzały szowinista, kazał sprzątać koleżance, "bo tylko do tego się nadaje". Za ten nietakt został przeze mnie opierdolony, ale koleżanka uznała, że posprząta, bo nikomu przecież korona z głowy nie spadnie, a przynajmniej zdusi awanturę w zarodku. Trochę się pomyliła, bo gdy kucnęła i zaczęła sprzątać małą zmiotką, kolega zrzucił jej na głowę dużą szczotkę i zwyzywał od pizd, co to jednak "nie nadają się nawet do sprzątania". Koleżanka się popłakała i pobiegła ryczeć jak baba do łazienki, inna koleżanka się obudziła i poszła ją pocieszać, a my zostaliśmy w kuchni sami.
Wywiązała się awantura, najpierw kolega usłyszał, co myślę o jego zachowaniu (żeby było jasne - uważam, że z jednej strony to wszystko było bardzo zabawne, ale tylko z jednej, więc nie kryłem wkurwienia), na co rzucił się na mnie z łapami, bo nie dość, że nie stoję po jego stronie, to nagle jeszcze przypomniał sobie, że kilka lat wcześniej nie byłem na pogrzebie innego naszego kolegi-wisielca (no nie byłem, nie miałem czasu ani chęci, a żałuję, bo kolega miał ponad dwa metry wzrostu i do dziś nie mam pojęcia, jak go upakowali w trumience - czy w kucki, czy mu nogi ucięli, czy co), a w ogóle to chce mu się srać.
- Chce mi się srać, niech te dziwki stamtąd wyłażą.
- Kurwa, uspokój się, poczekasz chwilę.
- Nie będę czekał, podsadź mnie do zlewu.
- Chyba cię popierdoliło.
- Dobra, to nasram do reklamówki.
- Kurwa, człowieku, opanuj się.
- Nie pierdol, idź pilnuj drzwi.
- A chuj, rób co chcesz, ale jak ktoś tu wpadnie, to cię zapierdolę.
Ja naprawdę nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy wkurwiać, a że z najebanym człowiekiem nie ma dyskusji, bo i tak skończyłaby się awanturą, to wyszedłem i stałem na czatach. Co było do przewidzenia, nie minęły dwie minuty, jak z łazienki wyszły nagle obie koleżanki, w celu wyrzucenia kolegi z domu za wcześniejsze wybryki, więc trzymam drzwi i mówię, że mają tam nie wchodzić, co zadziałało w sposób oczywisty - bo jak to ktoś ma nie wchodzić do własnej kuchni? Od razu wiadomo, że dzieje się tam coś wyjątkowego, czego nie można przegapić, więc obie naraz złapały za klamkę i wpadły do środka.
Minęło od tej historii już wiele lat, a ja do dziś nie potrafię sobie wyobrazić, na jakich obrotach musi pracować ludzki umysł, który próbuje poskładać to, co właśnie zobaczyły oczy. Nawet ja nie byłem w stanie zareagować jednoznacznie, bo dziecięca radość mieszała mi się z wkurwieniem, a co dopiero dziewczyny. Widok srającej do reklamówki męskiej dupy, wypiętej w stronę drzwi w ich własnej kuchni, musiał na nie zadziałać równie magicznie, jak widok Jima ruchającego ciastko w "American Pie" zadziałał na jego ojca.
- Macie minutę na opuszczenie mieszkania, inaczej budzimy chłopaków.
Kolega się zdenerwował, nasłał kurew dziewczynom, że mu przeszkadzają i to ich wina, bo zajęły łazienkę na tak długo, nasłał kurew mi, że chujowo pilnuję, po czym zabrał swoją reklamówkę i obrażony wyszedł. Za nasłanie kurew koleżance, której chciałem włożyć palec, rozjebanie imprezy i nowo poznanego towarzystwa, oraz za rzucenie się na mnie z łapami i nasłanie mi kurew za chujowe pilnowanie, długo mieliśmy z kolegą ciche dni, ale w końcu przeszło, bo przecież dojrzała męska przyjaźń przetrwa wszystko, i wciąż świetnie się razem bawimy - i chociaż gówno wcale nie jest zabawne, to dziś wszyscy wspominamy to wydarzenie ze śmiechem, włącznie z koleżankami. Koniec.
PS kolega jest tylko trochę lepszy od gołębia, bo gołąb nawet nie czuje, że sra, i sra natychmiast, a ten chociaż zdąży znaleźć jakąś torbę - tutaj inny występ na środku ulicy.
Hej, napisz coś w komentarzach!