No wreszcie jesteś!
Przeżyjesz rozjebanie jakiego nie przeżyły dzieci w Biesłanie.
Poszedłem ostatnio na imprezę - w założeniu na chwilę, w rzeczywistości jeden bar, potem drugi, zamykamy, proszę wyjść, taxi, jedziemy dalej. Z ostatniego klubu wyszedłem o 5 rano, biedniejszy o dużo pieniędzy i bogatszy o dużo promili.
Udałem się w stronę domu, ale że jakoś nie chciało mi się spać, to pomyślałem, że odezwę się do mojej dawnej znajomej, bo przecież dać telefon pijanemu, to jak małpie brzytwę. "Śpisz?" - piszę. Nie odpisuje, więc pewnie śpi. Dla pewności dzwonię: "śpisz?". "Nie śpię" - odpowiada. "To może wpadnę na flachę?".
Spotkaliśmy się na stacji benzynowej. Zanim dojechałem, ona zdążyła już kupić pół litra, wodę i sok. Ja dokupiłem nam po zapiekance, bo w końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Zjedliśmy w samochodzie i siup na górę.
Seria szotów o szóstej rano skończyła się u niej w sypialni, gdzie miałem spać, a zamiast tego doszło nieoczekiwanie do pijackiego grzebania w cipie. Szybko wyszło na jaw, że koleżanka ma ciotę, a w cipie zamontowane jakieś urządzenie do zbierania krwi, które wykryłem dopiero paluchami, ale już i tak było za późno na odwrót, to mówię "chuj tam" i grzebię dalej. Dziewczę się wije i jęczy: "kurwa, czuję tego tampona już prawie w gardle, aarrghhh", więc pytam: "i czego jęczysz, dziwko?".
Po wszystkim patrzę, że wyciągnąłem na paluchach jakiś krwawy skrzep. Poszedłem do łazienki umyć ręce, bo po dłubaniu w cudzej cipie chciałem sobie podłubać we własnym nosie, a nie będę przecież grzebał paluchami ufajdanymi jakimś syfem. No i już umyty dłubię, dłubię, aż tu wyciągam taką wielką babę z krwią. Pokazuję to koleżance od wódki i mówię: "co za dzień, skrzepy w cipie, skrzepy w nosie, dwie zakrwawione baby. Wytrę ci to o kwiatka, ok?" - i niewiele myśląc jak powiedziałem, tak zrobiłem, bo co innego miałem zrobić.
A że stópka to już nie tylko podróże, ale również i styl życia, to jeszcze jedno zdjęcie dla dopełnienia obleśności:
Następnego dnia w pracy wszystko to spisałem i popłakałem się ze śmiechu, bo to kolejna historia, po której łapię się za głowę, i w której posrane było wszystko - obudzenie kogoś o 6 rano, żeby chlać wódę na śniadanie, grzebanie w zakorkowanej cipie i przyklejanie bab do kwiatków.
Miałem potem trochę moralniaka, więc mówię, że "powinnaś mi kazać wypierdalać jak wydzwaniam po pijaku, a nie się zgadzać", ale na szczęście dostałem potem smsa: "skasuj moralniaka, dobrze się bawiłam. Mam ślad na policzku, ale przypudrowałam. Boję się podejść do kwiatków, poprosiłam sprzątaczkę o podlanie. Powinieneś pisać podręczniki savoir vivre, nie było słabych stron normalnie".
No i super.
Hej, napisz coś w komentarzach!